www.LOMIANKI.INFO – LOMIANKOWSKI INFORMATOR SPOŁECZNO-KULTURALNY

www.LOMIANKI.INFO
ŁOMIANKOWSKI INFORMATOR SPOŁECZNO-BIZNESOWY

Geometryczna wojna – między kółkiem a trójkątem

Zadziwiające jest, jak wiele prostych spraw na świecie nie może się doczekać równie prostych rozwiązań. Jedną z nich jest niesprawiedliwa dysproporcja między liczbą kabin w damskich i męskich toaletach. Jest ich mniej więcej po równo, co jest całkowitym absurdem, bo każdy może na własne oczy zobaczyć, że kolejka przed drzwiami z „kółeczkiem” jest prawie zawsze, a przed tymi z „trójkątem” prawie nigdy jej nie ma.

Zdarzają się sytuacje, kiedy zdesperowane damy muszą sprawy wziąć w swoje ręce i siłą połączoną ze sprytem chwilowo przejąć pomieszczenie przeciwnika. Z przykrością trzeba stwierdzić, że panom nie zawsze udaje się podejść do sprawy z pełną godności wyrozumiałością i z niepojętych względów traktują takie wydarzenie jako zamach na swoje podstawowe prawa obywatelskie.
Taka właśnie regularna bitwa o męski kibel stoczyła się kiedyś podczas festiwalu jazzowego w małym miasteczku, otoczonym pięknymi jeziorami. Pokoncertowe jam session odbywało się w restauracji nad jeziorem. Wewnątrz i na zewnątrz – nieprzebrane tłumy. Pod damską toaletą – wężyk przebierających nogami dziewczyn. Jaki tam wężyk! Anakonda!
PRL-owskie kolejki do sklepów mięsnych wysiadały w przedbiegach. Pod „trójkątem” zaś – cisza i spokój.
Właśnie z pobytu w rejonach „kółeczek” i „trójkącików” wróciła Hania, zdając nam relację z buntu, jaki pod jej przywództwem odbył się w rzeczonych pomieszczeniach. Głęboko poruszona bezsensowną kolejkową dyscypliną pod „kółeczkiem” sformowała nieduży, ale sprawny oddział damski, który ruszył na podbój terytorium przeciwnika. Nie obyło się przy tym bez małej draki, kiedy jeden czy drugi malkontent zszedł, aby stwierdzić chwilowy brak dostępu do swojej swobody obywatelskiej.
Pogratulowałam Hani sukcesu i – mając nadzieję, że ta sprawna partyzancka akcja chwilowo przerzedziła tłumy pod „kółeczkiem” – ruszyłam na dół. Oczom mym ukazał się jednak przerażający widok. Na schodach wiła się koleja zdesperowanych i mdlejących pod naporem pękających pęcherzy dziewczyn, które najwyraźniej bały się pójść świetlistym szlakiem Hani i pozwoliły sobie wyrwać podbite terytorium.
Tym razem to ja musiałam przejąć dowództwo. Mój oddział też był nieduży, ale sprawny. Wyczekawszy, aż „trójkącik” się zwolni, przypuściłyśmy atak i zagarnęłyśmy lokal na własne potrzeby. Dwie dziewczyny wskoczyły do kabin, a pozostała trójka trzymała wartę. Chwilę później, jakby wiedzeni zwierzęcym instynktem, pojawili się prawni użytkownicy „trójkąta”. Paru panów stanęło w drzwiach, ze zdumieniem konotując brak dostępu do instalacji.
My, nie opuszczając swoich okopów, uważnie badałyśmy wzrokiem poziom ich agresji.
– Panowie, przepraszamy, ale my musimy – zwróciłam się z apelem do przeciwnej strony.
Przez dłuższą chwilę panowie rozważali naszą petycję.
– Ja też muszę – z prośbą w głosie odezwał się w końcu starszy pan z przodu kolejeczki (kolejkę to oni mieli za plecami) – naprawdę muszę.
Pan był uprzejmy, potraktowałam go więc z gracją i zgodziłam się na odstąpienie kawałka zdobycznego terytorium.
– Kabiny są zajęte, ale może pan skorzystać z pisuarku – zaproponowałam ugodowo, dorzucając hojną propozycję zasłonięcia go pięknym, kolorowym szalem.
Miły pan wcale się nie speszył i z wdzięcznością skorzystał z oferty, widocznie naprawdę musiał. Pognał w róg pomieszczenia, my zaś solidarnie utworzyłyśmy odwrócony do niego plecami „żywopłot”, rozciągając w celu dodatkowej osłony szal, mający zwiększyć jego komfort sytuacyjny. Dwóch czy trzech chłopaków stało teraz karnie przy drzwiach, zapewne mocno się zastanawiając, czy skorzystać z naszego ewentualnego zaproszenia. Swój nieprzewidziany postój przyjęli bez grama agresji, co dobrze o nich świadczyło. Nie można było tego samego powiedzieć o następnym kliencie przybytku. Kiedy objął wzrokiem i rozumem zaistniałą sytuację, spienił się jak szampon i natychmiast wszczął awanturę.
– Co to za porządki! – wrzeszczał – proszę stąd natychmiast wyjść!
– Nie możemy – odparłam, zgodnie z prawdą – my bardziej potrzebujemy.
Kogucik – jak go natychmiast nazwałam w myślach – dalej wydzierał się śmiesznym dyszkancikiem, a do tego podskakiwał jak pajacyk na sprężynce.
– Do czego to podobne, żeby kobiety wchodziły do męskiej toalety! Ja jestem żonatym człowiekiem, co by moja żona na to powiedziała! – przytoczył znienacka całkowicie bezsensowny argument.
– Niech pan przyprowadzi żonę, to jej wytłumaczymy – odparłam z głębokim przekonaniem, że nie ma na świecie kobiety, która nie wzięłaby naszej strony.
W tej chwili zza naszego szala – ku zdumieniu Kogucika – wyłonił się starszy pan, zubożony o zawartość pęcherza, ale wzbogacony o chochlik w oczach.
– Uprzejmie paniom dziękuję – skłonił się z kurtuazją rodem z Kabaretu Starszych Panów. – Ja też jestem żonaty i to od tylu lat, że nie muszę ulegać fałszywej skromności.
Tak dowaliwszy Kogucikowi, jeszcze raz grzecznie się ukłonił i zniknął. Chłopaki pod drzwiami wyraźnie zaczęli bawić się całą sytuacją. Dziewczyny z mojego „żywopłotu” natomiast, pomimo dawki otuchy zaaplikowanej przez uroczego pana, zaczęły tracić rezon. Wszystko przez tego awanturnego Kogucika, który wciąż wrzeszczał, wymachując rękami i podskakując.
W tym momencie drzwi obu kabin otworzyły się i wypuściły dwie dziewczyny, które – trochę wy-straszone draką – szybko wymknęły się na górę. Dziewczyny z „żywopłotu” ubiegły Kogucika, który rzucił się w kierunku jednej z kabin. Z wielkim refleksem przejęły obie kabiny, szybko się w nich zabarykadowawszy. Odnotowałam wygraną potyczkę z dużą satysfakcją, choć teraz na polu walki zostałam całkiem sama, a nowa sytuacja bynajmniej nie poprawiła Kogucikowi humoru. Z lekkim żalem pomyślałam sobie, że tamte dwie mogły mnie wesprzeć zamiast uciekać na górę, w końcu to o ich i swoje siusiu walczyłam. O pod-daniu się nie mogło być jednak mowy. Została wygrana bitwa, ale wojna jeszcze nie.
– Wy, faceci, macie pęcherze jak wielbłądy – rozsądną argumentacją kontynuowałam walkę – wykażcie trochę zrozumienia dla pilnych potrzeb płci przeciwnej.
Kogucik nie chciał wykazać, ale przynajmniej nie miał wsparcia ze strony chłopaków przy drzwiach, którzy najwyraźniej coraz lepiej się bawili.
– Ten starszy pan mógł siusiać za szaliczkiem, to i wy możecie. Zapraszam, pisuary są wolne – zaproponowałam pokojowy układ z podziałem terytorium.
Kogucik daleki był od przyjęcia mojej propozycji. Wciąż głupio podskakiwał i tym śmiesznym dyszkancikiem wywrzaskiwał coś o niestosownym zachowaniu, złamanej tradycji narodowej, dochodząc niemal do oskarżeń o brak patriotyzmu. Jeśli kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa, to nie miałam pojęcia, o czym ten Marsjanin gada w swoim narzeczu. Czułam, że Kogucik może mieć za sobą jakieś radykalne siły, których misją życiową było tępienie wszeteczeństw i zastanawiałam się, czy dałoby się przygotować obronę twierdzy i taktykę walki pod tym kątem.
– Dlaczego mężczyźni są tacy terytorialni? – dziwiłam się na głos. – Czy to dla was rzeczywiście aż taka ujma na honorze, że chcemy zrobić małe siusiu w wam przynależnej kabinie?
Dyskutując z Kogucikiem, starałam się utrzymać wysoki poziom koncentracji. Miałam w końcu przed sobą jeszcze ostatni etap bitwy. Walczyłam o inne dziewczyny, ale sama też miałam tu końcową sprawę do załatwienia. Z Kogucikiem wygrywałyśmy nie tylko na argumenty – on nie miał dotychczas żadnych sensownych – ale również na refleks. Kiedy zwolniła się kabina, udało mi się jej dopaść przed Kogucikiem, co, naturalnie, jeszcze bardziej go rozsierdziło i, przekręcając zamek, musiałam mocno trzymać drzwi. Chwilę później, z kolosalną ulgą pozbawiając się zawartości pęcherza, kontynuowałam swoją rzeczową argumentację.
– Natura wyposażyła was wprost idealnie – krzyczałam z kabiny – możecie sikać pod drzewkiem, udając że podziwiacie przyrodę i nikt nawet tego nie zauważy. A my? Mamy całkiem przechlapane.
To była faktycznie jedna rzecz, której bezapelacyjnie zazdrościłam facetom. Miałam kiedyś nawet pomysł na taki happening: sznur facetów, wysiusiujących w śniegu dzieło sztuki. Szafranowe, ciepłe strużki wypalają w bielutkim śniegu artystyczne dzieło. Ciekawa jestem, z jaką precyzją oni to potrafią robić? Czy mają nad tym kontrolę renesansowego mistrza, czy robią to całkiem bezładnie? Leonardo da Vinci czy Jasper Pollock? Sądząc z przysłowiowych, odwiecznych awantur o podniesioną czy opszczoną deskę, chyba jednak to drugie.
Kiedy wyszłam z kabiny, Kogucik był cały czerwony ze wściekłości, upokorzony dodatkowo kompletnym brakiem wsparcia we własnych szeregach. Chłopcy w drzwiach, dalecy od przyjścia mu w sukurs, skręcali się ze śmiechu. Zwalniając podbite terytorium, po raz ostatni stanęłam oko w oko ze swym nowo nabytym wrogiem i na koniec wytoczyłam najcięższą armatę.
– Kelner, który tu pracuje, obsiusiał murek własnej knajpy, sama widziałam. I czy mu było od tego gorzej? Myślę, że wręcz przeciwnie.
Po tym koronnym argumencie wyminęłam rozjuszonego Kogucika i, przechodząc koło chłopaków w drzwiach, zakończyłam całą sprawę, rzucając im na pożegnanie z godnością: – Panowie, kibel jest wasz.
Na szczycie schodów było duże lustro. Zerknęłam w nie, żeby doprowadzić się do porządku po stoczonej bitwie. Widok był porażający. W lustrze na szczycie schodów ujrzałam postać z rumieńcami jak dwa zachodzące słońca z dziko rozwianym włosem. Ale za to ten triumf w oczach! Z moich oczu biła łuna zwycięstwa, rozpalając wszystko, co się znalazło w ich zasięgu.
Nie dało się mnie nie zauważyć. W ciągu paru sekund zostałam dostrzeżona przez siedzącego przy barze znajomego, z którym w tłumach ludzi nie zdołaliśmy się odnaleźć przez cały dzień. Teraz jednak trudno było mnie przeoczyć. Znajomy postawił mi drinka, którym – gdyby tylko wiedział! – oblałam zwycięską walkę o terytorium, które, według zasad (ustalonych z pewnością przez mężczyzn), należało częściowo również do niego. Między mieszkańcami Wenus i Marsa znów zapanowała zgoda.

Joanna Szulc

Geometryczna wojna - między kółkiem a trójkątem

KOMENTARZE UŻYTKOWNIKÓW LOMIANKI.INFO

Komentarze zamieszczane na portalu są opinią użytkowników.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *