Wczoraj na koncercie Stana Borysa wydarzyło się coś dobrego i niedobrego jednocześnie. Dobre, a nawet świetne, to sam koncert, niedobre to puste miejsca na widowni.

Ja również byłam na wczorajszym koncercie. Nie poszłam tam jako zagorzała fanka Borysa. Owszem, znałam wszystkie jego wielkie hity ze starego winyla rodziców, ale nic poza tym. Nie kolekcjonowałam płyt, nie zbierałam wycinków z gazet…
Uznałam jednak, że jego występ w Łomiankach jest swoistego rodzaju wydarzeniem i że bycie na mim jest dla mnie czymś oczywistym, także dlatego, że nie co dzień organizuje się u nas prawdziwe koncerty. Byłam i się zachwyciłam.
Spodziewałam się zobaczyć dinozaura muzyki rozrywkowej… Zobaczyłam świetne show w wykonaniu muzyka o obłędnym, głebokim głosie. Stare piosenki w nowych, rockowych aranżacjach zabrzmiały świeżo i z czadem. Chłopaki z zespołu Imię Jego 44 to młodzi zawodowcy. Szczególnie zachwycił mnie gitarzysta – młody chłopak, ale genialnie wymiatał na gitarze, no i klawiszowiec.
W każdym razie połączenie liryki z ostrym graniem udało się bez pudła. Do tego cała oprawa – dźwięk, światła, nawet dymy zbudowały nastrój. Świetnie zabrzmiały chórki, także tancerki z lokalnego gimnazjum wypadły niemal zawodowo. Widać, że organizator się postarał, że nie był to koncert na pół gwizdka dla prowincjonalnej publiczności, tzw. do kotleta. Chętnie zobaczyłabym to wszystko jeszcze raz.

Smutne tylko, co nie jest tylko moją opinią, że publiczność łomiankowska zawiodła… No ale, pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz.
Choć z drugiej strony to że nie było tłumów pozytywnie wpłynęło na kontakt artysty z publicznością – było kameralnie.

Może faktycznie 55 zł za bilet to sporo, ale ja byłabym gotowa zapłacić nawet 100, by podobne wydarzenia odbywały się w Łomiankach częściej. Zwłaszcza, że sala „widowiskowa”” ICDS nieźle się do tego nadaje.

Aleksandra Moraczewska
foto: Maciek Moraczewski

”