www.LOMIANKI.INFO – LOMIANKOWSKI INFORMATOR SPOŁECZNO-KULTURALNY

www.LOMIANKI.INFO
ŁOMIANKOWSKI INFORMATOR SPOŁECZNO-BIZNESOWY

Na zielonej Ukrainie

Jeszcze nie tak dawnio znalezienie w Łomiankach Ukraińca do drobnych prac „na czarno” nie nastręczało żadnych trudności. Tajemnicą poliszynela były adresy, pod którymi przebywali w licznych grupach. W wielu przypadkach sami do nas zaglądali, pytając o pracę. Pomni naszych doświadczeń z nielegalną pracą na Zachodzie, pomimo świadomości łamania prawa, chętnie zatrudnialiśmy okresowo zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Korzyści były obustronne, my mieliśmy stosunkowo tanią siłę roboczą, oni po powrocie, na jakiś czas, dostatnie życie. Aby nie być gołosłownym, podam jeden ze znanych mi przykładów. Otóż budowlaniec Wołodia dostawał, jako pomocnik na budowie, 5 zł za godzinę, co dawało mu 50 złotych dniówki. Pracując również w soboty zarabiał tygodniowo 300 zł, co po przeliczeniu daje około 390 ukraińskich hrywien, czyli nieco więcej niż wynosi średnia miesięczna emerytura ukraińskiego nauczyciela. Komentarz chyba zbyteczny, a motywacja wyjazdu do pracy całkiem jasna.

Niemniej, od czasu pomarańczowej rewolucji wymiotło Łomianki z Ukraińców w sposób zupełnie niezrozumiały, bowiem polityka wizowa nie uległa zmianie, a zwycięstwo demokracji nie przyniosło im natychmiast dobrobytu. O co więc tu chodzi? Wtajemniczeni twierdzą, że na granicy wprowadzono cichą selekcję, odmawiając wjazdu tym, którzy byli u nas klikakrotnie. Być może ulegnie to teraz zmianie, gdyż Ministerstwo Pracy uchyliło ostatnio nieco drzwi dla pracowników zza wschodniej granicy.

By nie sprowadzać naszych kontaktów z Ukraińcami jedynie do komercji, przypomnijmy o wizycie w Łomiankach ukraińskiego Zespółu Artystycznego z Żytomierza, który w 1992 roku dał koncert w łomiankowskim Domu Kultury, a jego kierownik artystyczny w gorących słowach zapraszał do zwiedzania Ukrainy. Tak się założyło, że po latach uległem tamtym sugestiom, by bliżej poznać naszych wschodnich sąsiadów, a przy okazji odbyć sentymentalną podróż po naszych dawnych kresach.

Konkretnym celem były tereny dawnego Księstwa Halicko-Wołyńskiego, a zwłaszcza okolic jego liczącej blisko 900 lat stolicy – Halicza. W wyniku sporów dynastycznych pomiędzy Polską a Litwą o tron Księstwa, zakończonych jego podziałem, ziemia halicka w 1352 r. została przyłączona do Polski i pozostawała w jej granicach aż do pierwszego rozbioru Polski, czyli do 1772 r. Ponownie wróciła do Polski w latach 1918-1939, by jesienią tego roku stać się częścią ZSRR. Obenie, jako część wolnej już i niepodległej Ukrainy, z wielkim mozołem próbuje uporać się z historycznymi zaszłościami minionych wieków i ostatnich dziesięcioleci, intensywnie bada swą historię, by na jej podstawie silniej scementować wielonarodowe państwo.

Dla Ukrainy znaczną rolę odgrywa właśnie historia Rusi Halickiej. Używane w wielu oficjalnych publikacjach określenie Ruś-Ukraina wyraźnie wskazuje czyim spadkobiercą chce być dzisiejsza Ukraina. Widać to również w świadomości społecznej tych ziem, których mieszkańcy w odniesieniu do Rosjan, by uniknąć skojarzenia słownego z Rusinami, do dziś mówią o nich Moskale. Wielkie zasługi, dzięki swym odkryciom, położył dla historii pracujący w Krakowie i we Lwowie w latach 1934-1944 archeolog Jarosław Pasternak. Nie w smak to było ówczesnym władzom, za opublikowanie pracy „Stary Hallicz”, oskarżony przez sowietów o nacjonalizm musiał emigrować w 1945 r. na Zachód, gdzie zmarł w Toronto w 1969 roku.

Niechęć, a wręcz wrogość do badań nad korzeniami narodów, a także prywatnymi rodowodami mieszkańców była wręcz obsesyjna. Ukrywano więc swoje pochodzenie i koligacje, by nie zaszkdzić sobie i rodzinie, a kto nie pochodził z jednej ze „słusznych” klas, enigmatycznie określał swoje pochodzenie jako „inteligencja pracująca”. Po upadku komuny poszukiwania swych korzeni i odkrywanie przodków dla wielu stało się źródłem wielkiej frajdy, a nawet poważnej satysfakcji. Toteż jadąc na Ukrainę myślałem nie tylko o zawiłych dziejach kresów, ale także o losach moich przodków, o których pierwsza historyczna wzmianka sięga panowania króla Władysława Jagiełły. Według badań senatora Władysława Pulnarowicza opublikowanych w książce „Rycerstwo Polskie Podkarpacia” wydanej w Przemyślu w 1937 r. ród Medyńskich otrzymał od króla Jagiełły w 1391 r. nadanie ziemi i szlachectwo polskie. Następny ślad precyzuje miejsce nadania, bowiem w pracy Seweryna Uruskiego z roku 1904 pod tytułem „Rodzina. Herbarz szlachty polskiej” w tomie X można znaleźć wpis: – Medyński herbu SAS. Pisali się od wsi Medyni w powiecie halickim… Roman otrzymał w 1530 r. (czasy Zygmunta I Starego, przyp. autora) dla swej wsi Medyni prawo magdeburskie”

Ciekawiło mnie, jak ta Medynia wygląda dziś, czy spotkam tam kogoś z rodu, kto i jak tak żyje, i wreszcie jak mnie przyjmą? Te i podobne pytania czekały do wakacji. Kilka dni spędzonych w gościnnym domu unickiego proboszcza parafii Medynia, nieskrępowana penetracja okolicznych terenów, liczne rozmowy z mieszkańcami i podziawianie wykopalisk Pasternaka pozwoliły nie tylko dotknąć historii, ale bliżej poznać ludzi i problemy, jakimi obecnie żyją.

Nie wdając się w analizy trudnych historycznych zaszłości między naszymi narodami, trzeba stwierdzić, że cienie przeszłości zdecydowanie zostają za nami, a wola budowania dobrosiąsiedzkich stosunków dominuje nad starymi uprzedzeniami. Niebywała serdeczność, jaką tam napotkałem, miała kilka źródeł. Pierwsze, to dodatni bilans porównań czasów „za Polski” z doświadczeniami przynależności do ZSRR, drugie to niekłamana wdzięczność za nasze poparcie dla po-marańczowej rewolucji i obecną politykę w stosunku do Ukrainy. Trzecie źródło wynikało z moich rodowych powiązań z ziemią halicką, gdyż natychmiast po ich ujawnieniu akceptowano mnie jako „swojaka”, proponując kupno dość ładnej działki budowlanej i zamieszkanie w Medyni.

Fascynujące są oczekiwania Ukraińców na dalsze zbliżenie naszych narodów, na nasze inwestycje, na otwarcie polskiego rynku pracy, na współpracę w różnych dziedzinach życia, na popieranie Ukrainy na międzynarodowym forum, czyli właśnie to wszystko, czego obecnie jesteśmy świadkami. Dopiero tam na miejscu można wiele zrozumieć, a zwłaszcza ich odwieczną tęsknotę do niepodległości i samodzielności bytu, który nareszcie uzyskali.

Nowa cerkiew unicka w Medyni. Obok widoczny fragment starej, drewnianej świątyni, która niestety zostanie niedługo rozebrana

Podziwiać należy ich wysiłki w budowie nowego państwa i społeczeństwa o nowoczesnej mentalności, powrocie do religii, w badaniu swej historii, otwarciu na świat i w budowaniu wolnego rynku. Tak jak przed laty na naszej wsi, tak dziś na Ukrainie powszechnym pozdrowieniem, zwłaszcza nieznajomych, jest znów „Sława Jezu Chrystu”, a przechodzący obok świątyni, nawet bardzo młodzi, zawsze czynią znak krzyża. Innym przejawem zachodzących zmian jest narastający kult Ukraińskiej Partyzanckiej Armii (UPA) i jej współtwórcy Stefana Bandery, którym stawiane są liczne pomniki. Tu właśnie z napisów przy nazwiskach poległych partyzantów widzimy, że UPA walczyło o niepodległość jednocześnie przeciwko Rosjanom, Polakom i Niemcom. Uszanujmy to, bowiem każdy naród ma prawo czcić tych, których uzna za bohaterów. Taka była historia i nikt jej nie cofnie. Dlatego z tym większą nadzieją patrzmy w przyszłość i dążmy do rozwoju dobrych stosunków nie tylko z Ukrainą, ale i ze wszystkimi naszymi sąsiadom

Kazimierz Medyński
Nasze Łomianki – nr. 1(65)2007

Na zielonej Ukrainie

KOMENTARZE UŻYTKOWNIKÓW LOMIANKI.INFO

Komentarze zamieszczane na portalu są opinią użytkowników.

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *